11/12/2013

Przeklęty; Part 1

Tytuł: Przeklęty.
Gatunek: romans, dramat, shounen-ai
Komentarz: opowiadanie z elementami shounen-ai, bohaterowie pochodzą z mojej ukochanej gry Final Fantasy VII


           Cloud siedział właśnie w pociągu, jadąc do siedziby głównej firmy ShinRa. To tam miało odbyć się pierwsze spotkanie kandydatów na żołnierzy, którzy dołączą do zespołu elitarnych jednostek zwanych SOLDIER. Oglądał przez okno mijane budynki. Gdy wjechali w ciemny tunel spojrzał na swoje odbicie w szybie. Poprawił kilka kosmyków, swoich blond włosów, które niechlujnie zleciały mu na twarz, psując efekt. Musiał wyglądać jak należy. To dla niego bardzo ważne, by się dostać do tej organizacji, by zrobić dobre pierwsze wrażenie.
Jego ukochane miasto rodzinne – Nibelheim, było już dawno w tyle i nie zapowiadało się, by w najbliższym czasie miał tam wrócić. Zostawił tam wszystko, przyjaciół, rodzinę. Westchnął. Zastanawiał się czy dobrze robi. Ale przecież zawsze o tym marzył. Zawsze chciał być najlepszy, należeć do żołnierzy SOLDIER, być jak Sephiroth. Uśmiechnął się na samą myśl, że może będzie miał tę szansę, że może będzie mu dane go poznać. Czy to będzie głupio wyglądało, jak poprosi go o autograf? Ciekawe czy wygląda tak, jak na zdjęciach w sieci i gazetach. Czy nosi ze sobą swój miecz? Pewnie trzyma go gdzieś w sekretnym miejscu. A może czasem daje powalczyć nim komuś innemu? Czy on mógłby kiedyś powalczyć mieczem Sephirotha? Rozmarzył się.
Dobrze, że w porę ocknął się z zamyślenia, bo o mało co, nie przegapiłby stacji, na której miał wysiąść.
No pięknie. To byłoby straszne, nie dotrzeć na spotkanie, bo zbyt pogrążyło się w myślach o nim i przegapiło stację. Takie rzeczy to chyba tylko jemu się zdarzały.
Wyskoczył z pociągu, przerzucając niewielką torbę przez ramię. W drugiej ręce niósł miecz, który podarował mu kiedyś ojciec. Zacisnął mocniej palce na rękojeści i ruszył w stronę ogromnego budynku, znajdującego się w środku miasta. Był on widoczny z daleka, z każdego punktu w mieście, nie ważne jak daleko oddalonego. Podniósł wzrok na wielką wieżę. Robiła wrażenie. Od razu było jasne, że należy do wielkiej korporacji, do wpływowych ludzi, że to tam, mają siedzibę najważniejsze osobistości. Właśnie tam znajdowała się ShinRa, firma do której zmierzał. Nie zwracając większej uwagi na pozostałe elementy otoczenia, szedł patrząc na wielką budowlę.
        W końcu dotarł pod wejście, wszedł do przestronnego, jasnego holu. Na środku, za kontuarem siedział młody mężczyzna. Podszedł nieco bliżej chcąc zapytać, gdzie powinien się udać w sprawie spotkania. Nad głową, chłopaka zobaczył napisy: ShinRa ElectricPower Company, ułożone jeden pod drugim, z wyszczególnieniem pierwszych liter S, E, C.
Cloud zamyślił się, przypominając sobie, jak wiele elementów kontroluje ta firma, jak bardzo ludzie, uzależnieni są od nich i ich reaktorów. Tak naprawdę to coś znacznie więcej, niż zakład dostarczający wszystkim energię.

- Pan w jakiej sprawie? – usłyszał nagle głos mężczyzny.

- Ja…otrzymałem wezwanie, na szkolenie do jednostki SOLDIER – powiedział, tłumacząc się.

- Proszę iść do tamtej sali, zaraz ktoś do was przyjdzie – spokojnym głosem wskazał mu uchylone lekko drzwi, po lewej stronie od nich. Potem wrócił do swojej pracy, zaczynając coś wystukiwać na klawiaturze komputera.

Cloud skinął i ruszył we wskazanym kierunku. Wszedł niepewnie do środka niewielkiego pomieszczenia, wywołując tym małe poruszenie. Kilku znajdujących się tam chłopców, w podobnym do jego wieku, zerwało się z miejsc, stając na baczność. Dopiero, gdy zauważyli jego torbę na ramieniu, rozluźnili się.

- Co nas straszysz - burknął jeden z nich i odwrócił się tyłem do drzwi, wracając do obserwowania dwójki innych chłopaków, siłujących się na ręce przy stole, na końcu sali. Zdawali się oni wcale nie przejmować pozostałymi i nawet gdy Cloud wszedł do środka, nie przerwali swojego pojedynku.

Cloud spojrzał po reszcie osób, które tam były. Większość wróciła do wcześniejszych zajęć, pisania wiadomości, grania w gry na telefonach lub rozmowy między sobą. Tylko jeden przyglądał się jemu z ciekawością. Był mniej więcej jego wzrostu, ale miał czarne włosy, sterczące we wszystkie strony i nietypowo niebieskie, hipnotyzujące oczy. Wcześniej nie widział podobnych.

- Cześć - zagadał nieznajomy z uśmiechem, wyciągając rękę w jego kierunku - Jestem Zack.

- Cloud - uścisnął ją.

- Też chcesz być super zdolnym, niepokonanym, elitarnym żołnierzem ShinRa? - zaśmiał się.

- Mam taki zamiar - uśmiechnął się Cloud. - Ale czy się uda?

- Jasne, że się uda. Nie ma innej opcji. Fajny miecz - skinął na to, co blondyn trzymał w ręku.

- Dzięki. Nie wiedziałem, czy mamy mieć swoje, czy ktoś nam jakieś da - wyjaśnił Cloud.

- Raczej nam dają, ale dobrze jak masz swój, który coś dla ciebie znaczy - odparł i chciał coś dodać, ale w tym momencie drzwi się gwałtownie otworzyły, a do pomieszczenia wszedł jakiś mężczyzna.

- No dalej, koniec zabawy - rzucił od razu, przerywając wszystkim i stawiając ich na równe nogi. - Jestem Angeal, żołnierz 1szej klasy i będę waszym głównym trenerem - powiedział stając na środku, przed nimi. - Ruszać się. Idziemy do kwatery SOLDIER.
Zebrani w sali, podeszli do niego bliżej, gotowi do wyjścia w każdej chwili.
- Zanim wyjdziemy, jeszcze jedna sprawa. Chciałbym abyście potwierdzili swoją obecność i ostatecznie zadeklarowali się, że dobrowolnie dołączacie do organizacji SOLDIER, jasne? - mówił stanowczym, przywódczym głosem. - Przeczytam nazwiska, a wy odzywajcie się, gdy padną wasze - zaczął czytać listę i kolejne osoby odzywały się wyczytane.

Cloud przyglądał się uważnie trenerowi. Był mężczyzną z pewnością po czterdziestce, miał twarz zniszczoną przez zmarszczki. A może nie zniszczoną, tylko po prostu tak wyglądała, bo ciągle się złościł? W każdym razie, zmarszczki na czole i ściągnięte brwi, sprawiały że wyglądał, jakby się gniewał, co wzbudzało strach i respekt. Miał czarne włosy, sięgające brody i szare oczy. Gdyby nie ten odrzucający wyraz twarzy, mógłby być dość przystojny, a tak, tylko straszył. Na plecach miał przyczepiony miecz, znacznie większy i lepszy niż ten, jaki miał Cloud. Ciekawe czy dałby radę takim walczyć. Wyglądał na ciężki, zdecydowanie za ciężki, jak dla niego.
Z zamyślenia wybił go Zack, który w pewnej chwili go szturchnął. Cloud spojrzał na niego pytająco, a ten skinął tylko na trenera.

- Cloud Strife? - wyczytał chyba któryś z kolei raz, patrząc na niego z tą samą twarzą.

- Tak. Jestem - nie wiedział co ma powiedzieć.

- Gdybyś słuchał innych, zamiast bujać w obłokach albo myśleć nie wiadomo o czym, wiedziałbyś jak należy się zwracać! Mówi się „tak jest, sir”!

- Tak jest, sir - poprawił się Cloud.

- Żeby mi to było ostatni raz.

- Tak, przepraszam - odpowiedział szybko i spuścił wzrok. Dopiero po kilku sekundach dotarło do niego, że popełnił kolejną gafę, więc błyskawicznie wyrzucił z siebie - Sir - czym wywołał salwę śmiechu pozostałych chłopaków. Tylko Zack stał obok i patrzył na niego z uśmiechem, kręcąc głową.
Trener też pokiwał nią, nie zmieniając wyrazu twarzy.

- Spokój! - przywołał resztę do porządku, a potem kontynuował czytanie nazwisk z listy - Zack Fair.

- Obecny, sir. I jestem gotowy, by przejść szkolenie - odpowiedział Zack.

- Zatem możemy iść dalej - odparł trener - Chodźcie za mną. A ty młody, pilnuj się, bo łatwo się tu zgubić, jak znów zaczniesz myśleć o swoim świecie i odłączysz się od grupy - dodał patrząc na Clouda.

- Tak, sir - Cloud był przygnębiony. Pięknie zaczęła się jego kariera.
Zabrali swoje rzeczy i ruszyli korytarzem w głąb budynku. Co chwilę skręcali w inną stronę, przechodzili przez kolejne drzwi. Faktycznie, nie trudno byłoby tu zabłądzić. Zack szedł przy Cloudzie.

- Przynajmniej cię zapamiętają - powiedział z uśmiechem, widząc przygnębioną twarz kolegi.

- Nie wiem czy dobrze, by to pamiętali - skrzywił się.

- A tam - machnął ręką - O czym tak bardzo myślałeś, że nie słyszałeś, kiedy wyczytał twoje nazwisko?

- O niczym konkretnym - przecież nie powie, że o strasznej twarzy trenera.

- Czemu właściwie chcesz być SOLDIER? - zaciekawił się Zack.

- Bo to zaszczyt być w tej jednostce. Chcę być najlepszy.

- Jak Sephiroth, co? - zaśmiał się Zack. - Ciekawe, czy go zobaczymy? - dodał widząc błysk w oczach kolegi.

- Fajnie by było, gdyby miał z nami jakieś szkolenie - Cloud się nieco ożywił.

***

        Doszli do wind. Trener kazał im podzielić się na dwie grupy i zjechać na sam dół, do sektora -7. Tam mieli się z nim spotkać. Wszystkich kandydatów było dwunastu. Cloud i Zack wsiedli razem z czterema innymi, do jednej windy.

- No to nie ma odwrotu - zaśmiał się Zack, gdy winda zamknęła się i zaczęła zjeżdżać w dół.

- Tylko nie zacznij płakać - dodał jakiś chłopak, patrząc na Clouda. Trójka pozostałych wybuchła śmiechem.

- Odwalcie się. Przynajmniej miał odwagę dłużej z nim rozmawiać, a nie jak wy, odpowiedzieć i odwrócić wzrok. Co jak co, ale trenera, to mamy strasznego - zaśmiał się. Był pogodnym chłopakiem, ciągle żartował i bardzo poprawiał tym humor zestresowanego Clouda. Dobrze, że mógł go poznać, pozostali nie byli już tacy mili.

Nie skomentowali. Winda się zatrzymała.
Wszyscy byli zaskoczeni, bo trener już na nich czekał. Zupełnie jakby teleportował się od razu na dół.

- Tu macie karty do waszych pokoi. Idźcie odnieść swoje rzeczy. Za pół godziny spotkamy się w tamtej sali - wskazał im przeszklone ściany naprzeciwko. Potem odszedł w przeciwną stronę.

Na karcie jaką dostał Cloud był numer B-7, 13. Okazało się, że na karcie Zacka jest to samo. Zatem będą w jednym pokoju. Wszyscy się rozeszli, poszukując swoich kwater.

- Super, mamy razem pokój. Niesamowite. Zakumplowaliśmy się, a teraz nawet przyjdzie nam razem mieszkać - ucieszył się Zack.

- Tak, widocznie los chce, byśmy się zaprzyjaźnili. Cieszę się. Dzięki za pomoc - uśmiechnął się Cloud, odkładając swoje rzeczy na krzesełko.

- Spoko, ale ja śpię na górze - dodał rzucając torbę na górne łóżko.

- Ok - zaśmiał się Cloud.

- Skąd jesteś? - zapytał Zack siadając na chwilę, na drugim krześle.

- Z Nibelheim, a ty?

- Gongaga - odparł. Cloud zaśmiał się krótko.

- Nie śmiej się - dodał, ale sam zaczął się śmiać i to bardziej niż przyjaciel.

- Od dzisiaj to Midgar będzie naszym domem - powiedział po chwili.

- Chyba masz na myśli jakieś podziemne bunkry ShinRy, bo raczej nas stąd prędko nie wypuszczą - skrzywił się lekko.

- No tak, racja.
Poczekali jeszcze chwilę, a potem wyszli, kierując się w stronę wyznaczonego, przez trenera miejsca.

          Zebrali się w przeszklonej sali. Trener zaczął przedstawiać im plan zajęć na najbliższe dni. Cloud znów wyłączył się i nie słuchał. Rozglądał się dookoła. Szklana sala była jakby w środku wielkiego holu. Wokół niej były korytarze, prowadzące do ich pokoi, jakiś innych sal, stołówki, o której wspomniał na początku trener, różnych pomieszczeń na potrzeby kwatery. W rogach kwadratowego holu były przejścia do dalszej części sektora. Ale nie widział co tam jest, bo oddzielone były wielkimi metalowymi drzwiami, z niewielkimi szybami biegnącymi wzdłuż skrzydeł drzwi. W momencie, gdy przyglądał się jednym z nich, te otworzyły się, a przez nie wyszedł wysoki, szczupły mężczyzna w długich, poniżej pasa, białych prostych włosach. Poznałby go wszędzie. To był on! Sephiroth. Szedł obok jakiegoś nieco niższego mężczyzny, o rudo-brązowych włosach, obciętych na równo z brodą. Rozmawiali o czymś, a niższy gestykulował tłumacząc coś lub opowiadając jakieś, jak mniemał, ciekawe zdarzenie. Nie zwracali uwagi na nic poza sobą. Sephiroth otworzył jedne z drzwi, przepuścił drugiego przodem i zniknęli za zamkniętymi drzwiami, jednego z pokoi obok.

- … tak więc możecie rozejść się do odpowiednich pomieszczeń, tam zajmą się wami nauczyciele. Ja spotkam się z wami pod koniec dnia, na zebraniu podsumowującym. Wiecie co robić, więc ruszcie się.
Wszyscy zerwali się z krzeseł i wybiegli z sali odpowiadając wcześniej „tak jest, sir”. Tylko Cloud spojrzał na Zacka, błagając wzrokiem o wyjaśnienia. Zack zrobił zaskoczoną minę, ale pociągnął go za sobą na zewnątrz szklanej sali.

- Co się z tobą dzieje Cloud? Obudź się. Chodź, masz szczęście, że i nauczycieli mamy tych samych. Los ci sprzyja, ale nie wykorzystuj tego aż tak, bo się zemści - uśmiechnął się.

- Przepraszam. Po prostu zagapiłem się. Widziałem przez moment Sephirotha. Wszedł tu - wskazał mu te same drzwi, gdzie zniknęli wcześniej dwaj mężczyźni - z jakimś innym żołnierzem.

- Pewnie nie raz go jeszcze zobaczymy, w końcu tu pracuje. Teraz chodź - pociągnął go dalej i przeszli przez metalowe drzwi.

Cloud teraz zdał sobie sprawę, że to tędy szedł Sephiroth. Rozejrzał się dookoła. Skoro był tu wcześniej, może wróci? Tak bardzo chciałby go poznać. Zobaczyć jak walczy. Był jego bohaterem, idolem, wzorem do naśladowania.

- Cloud, tutaj - Zack wskazał mu drzwi.

Weszli do środka. Tam czekał na nich mężczyzna, który dał im odpowiednie ubrania, oznaki, miecze i inne niezbędne przedmioty, których teraz mieli używać. Ich życie miało się nagle całkowicie zmienić. Nie będzie już Clouda z Nibelheim, ale pojawi się żołnierz 3ciej klasy Cloud. Uśmiechnął się wkładając nowy strój. Był dumny, że jest tu teraz i ma szansę spełnić marzenia.

***

           Angeal wyszedł ze szklanej sali i ruszył do pokoju dla trenerów. Wszedł do środka. Wewnątrz zastał siedzącego na biurku Sephirotha, palącego papierosa. Obok niego, na krzesełku siedział Genesis.

- A wy co tu robicie? Nie macie czasem trenować teraz 2-klasy?

- Skończyliśmy, chwilowo - odparł Sephiroth.

- Lecimy na Orkan, idziesz z nami? Tak dawno tego nie robiliśmy, zdążyłem zatęsknić - zapytał Genesis z uśmiechem, odrywając się na chwilę od książki, którą trzymał w ręku.

- Mam trochę pracy, dzisiaj dostaliśmy nowych rekrutów. Trzeba wypełnić papiery i zrobić plany.

- Daj spokój, godzina czy dwie cię nie zbawią. Nie masz czasu, dla nas? - odparł z pretensją Genesis.

- Nie mów, że aż tak cię to obchodzi? Nie możesz zrobić tego później? - zapytał Seph gasząc resztkę papierosa i wyrzucając ją do kosza, stojącego przy drzwiach. Był dość daleko, a lekki niedopałek nie miał prawa dolecieć aż tam, a mimo to Seph trafił idealnie.
Genesis uśmiechnął się widząc to.

- No dobra. Masz rację. Nie dajmy się zwariować. To może poczekać - uśmiechnął się lekko, co w jego wykonaniu było dość dziwne i jakby nienaturalne, bo twarz niewiele mu się zmieniła, tylko kąciki ust uniosły się do góry.

- Dobra decyzja. Chodźmy - wstał i ruszył do drzwi.

Genesis zamknął książkę i schował ją do kieszeni swojego czerwonego płaszcza, sięgającego kostek. Ruszył za Sephirothem. Angeal wyszedł za nimi.
We trójkę ruszyli w stronę korytarza po przeciwnej stronie. Przeszli przez ciężkie drzwi. Na końcu kolejnego, tym razem wąskiego holu, po bokach którego było mnóstwo drzwi i przejść, znajdowała się sala treningowa, z zamkniętymi drzwiami. Sephiroth przyłożył kartę do czytnika, a drzwi rozsunęły się, wpuszczając ich do środka.
Angeal podszedł do panelu i zaczął coś na nim naciskać. Genesis przyglądał się mu, a po chwili cała trójka znalazła się w innym, wygenerowanym sztucznie, ale bardzo realistycznym świecie.

- Tak dawno nas tu nie było - odetchnął Genesis, czując zapach świeżego powietrza z pobliskiego lasu.

Mimo, że był to wirtualny świat, czuli wszystko tak, jakby się tam naprawdę znajdowali.
Siedzieli na szczycie wielkiego reaktora, znajdującego się w pobliżu lasu, na urwisku. W dole był ocean, z czystą przezroczystą wodą, którego fale odbijały się co chwilę o skały.

- Lubię to miejsce - odparł Seph, podchodząc do krawędzi i patrząc w dół na fale - Nikt nam tu nie przeszkadza.

Angeal oparł się o ścianę budynku i obserwował widok.
- Ci nowi są beznadziejni. Dlaczego to ja muszę z nimi pracować? To nie fair.

- Lazarus stwierdził, że jesteś najrozsądniejszy - parsknął Seph.

- Ah tak. To jako najrozsądniejszy członek, trójosobowej grupy żołnierzy 1szej klasy, podpowiem mu, by dodał wam jakieś zadania, np. prowadzenie treningów z nowymi.

Genesis wyciągnął książkę i zaczął ją kartkować.
- I tak tego nie zrobi - burknął Genesis - poza tym... wyobrażasz sobie jego jak niańczy młodych? - wskazał palcem na Sepha, ale nie podniósł wzroku znad książki.

- No tak. On się nie nadaje, ale ty? Owszem - powiedział Angeal.

Seph pokręcił głową, wracając do oglądania fal.

- Sekret nieskończoności, jest darem bogini. Poszukujemy jej na wiele sposobów, chcąc zabrać ją do nieba. Fale tworzą się na powierzchni wody. Wędrująca dusza, nie zazna odpoczynku - zaczął czytać na głos Genesis, przerywając, trwającą od kilku chwil, ciszę.

Sephiroth odwrócił się do niego w połowie wypowiedzi i podszedł bliżej.
- Loveless, akt pierwszy - powiedział.

- Pamiętasz - uśmiechnął się zadowolony i spojrzał na niego. W jego oczach widać było, jak ważną osobą jest dla niego Sephiroth. To było coś więcej niż przyjaźń, niż braterska miłość.

- Nie mam wyjścia. Czytasz to bez przerwy, więc chcąc nie chcąc, krąży mi to po głowie - powiedział z wrednym uśmieszkiem, dotykając jedną dłonią skroni.

Genesis zmarszczył brwi i schował książkę, dobywając za to miecza. Sephiroth zdążył go wyciągnąć znacznie szybciej i teraz czekał gotowy na pojedynek, który umyślnie wywołał.

Angeal też nie miał zamiaru pozostać obojętny i dobył swojego „Bustera” - wielki miecz, który nosił przypięty na plecach.
- Nie porysuj mu tej pięknej buźki - zaśmiał się Angeal do Genesisa, kiwając na Sepha. Mieli walczyć we dwójkę, przeciwko jemu.

Genesis uśmiechnął się wrednie i doskoczył błyskawicznie do Sepha, Angeal zrobił to samo z drugiej strony. Zaczął się pojedynek. Oczywiście Sephiroth był niezwyciężony. W pewnym momencie zatrzymali się.

- Chcę z nim walczyć sam - odparł Genesis - odsuń się Angeal.

- Dla mnie lepiej - uśmiechnął się złowieszczo Seph.

- Nadchodzi nowy bohater tego świata - dodał Genesis i przejechał dłonią nad swoim mieczem, który nagle zaczął błyszczeć, jakby wewnątrz ostrza zapłonął ogień.
Seph parsknął. 


          Walka jaką rozpoczęli, przerodziła się w niebezpieczne starcie. W pewnym momencie, przestała to być już dobra zabawa, trzech przyjaciół, ale poważny pojedynek na śmierć i życie.
- Wystarczy! - warknął Angeal w pewnym momencie, zatrzymując ich ostrza, na swoim mieczu - Szkodzicie nam trzem, nie tylko sobie.

- Zejdź mi z drogi! - burknął Genesis i chciał rzucić ognistą kulą w Sephirotha, ale odbiła się ona od miecza Angeala i zraniła go w ramię. Upadł na kolana, upuszczając miecz.

Nagle cały świat, w którym wcześniej byli, zniknął. Znów pojawili się w podziemnym pokoju treningowym.
- Genesis! - Seph zrobił krok w jego stronę, ale ten powstrzymał go gestem.

- Nic mi nie jest. To tylko draśnięcie. Nie musicie się przejmować - odpowiedział wstając powoli, podnosząc swój miecz i idąc w stronę drzwi. Mijając Sephirotha zerknął na niego kątem oka, ale nie zatrzymał się.

- Nie powinieneś się z nim tak droczyć. Fakt, nie rozumiem go, jest inny, ale nie musisz mu tego wytykać - odparł Angeal. Wyszedł z sali, zostawiając Sepha samego.

Ten schował miecz i przykładając kartę, zamknął drzwi do pomieszczenia. Potem ruszył za Genesisem. Znalazł go w jego pokoju.
- Wszystko w porządku? - zapytał.

- Jak zawsze - odparł siląc się na obojętny ton.

- Co się tak zawziąłeś, dobrze wiesz, że nie jesteś w stanie mnie pokonać, a krzywdzisz sam siebie. Myślisz, że to coś da?

Genesis spojrzał na niego, a w jego oczach można było dostrzec łzy. Słowa Sephirotha były jak ostrza wbijane kolejno w jego serce. „Krzywdzisz sam siebie, sądząc, że tym mnie pokonasz, złamiesz?” - przetłumaczył sobie jego słowa, po swojemu.

- Jestem zły na ciebie, że to robisz. Nie chcę by coś ci się stało. Rozumiesz? - dodał zaraz Seph, widząc twarz przyjaciela.

- Przecież nic cię nie obchodzi. Ja nic cię nie obchodzę. Więc po co to przedstawienie, idź pomóc Angealowi.

- Dlaczego twierdzisz, że nic dla mnie nie znaczysz? Jesteśmy we trójkę niczym bracia. Może nieco różni, ale tak blisko związani, zżyci.

- Bracia… - parsknął Genesis.

Seph zmarszczył brwi, podszedł do drugiego i chwycił go za ramiona, trochę zbyt mocno przyciskając w obolałym miejscu, bo Genesis się skrzywił.
- Czego ty chcesz, hm? - zapytał go w twarz.

- To boli, puść mnie - wyjąkał. Seph rozluźnił uścisk, a wtedy Genesis opadł mu na ramiona - Jesteś głupi, Sephy. Od zawsze byliśmy razem, nie mieliśmy możliwości kochać innych, poza sobą. Nie rozumiesz? Kocham cię. Nie jak brata! - warknął ze łzami.

Sephiroth spojrzał na niego zaskoczony.
- O czym ty mówisz, do cholery?

Genesis zamiast odpowiedzieć pocałował go w usta. Sparaliżowany Seph, nie mógł się nawet ruszyć. Po chwili Genesis oderwał się od niego i minął go, wychodząc z pokoju.

***

- No to nieźle zaczęliśmy - ucieszył się Zack.

- Ty nieźle zacząłeś. Mi nie idzie aż tak dobrze - Cloud przetarł ręką spocone czoło.
Rozmawiali ze sobą wracając do pokoju. Był już późny wieczór, skończyli treningi, zostało jeszcze spotkanie z trenerem głównym. Wzięli prysznic, przebrali się w czyste ubrania, które dostali, a potem ruszyli do stołówki.
Wewnątrz siedzieli już wszyscy, z ich grupy. Kilkunastu innych chłopaków, kilka dziewczyn po drugiej stronie dużego pomieszczenia i grupka starszych nauczycieli.
Cloud zagapił się na jednego z mężczyzn, który rozmawiał z ich trenerem w rogu. Nie zauważył kiedy wpadł w kogoś, w wąskim przejściu, pomiędzy stołami, prowadzącym do baru przy końcu pomieszczenia, gdzie miał wziąć jedzenie.
- Przepraszam - drgnął i zrobił krok w tył, gdy zderzył się z kimś dużym. Dopiero gdy podniósł wzrok zdał sobie sprawę, kto to. Zack minął go, robiąc dziwną minę, jakby udawał trupa, dając mu do zrozumienia, że powinien szybko się wyplątać z tego, co zrobił, kolejny raz. Cloud przełknął ślinę. Już miał coś powiedzieć, ale podszedł do niego trener i kładąc mu dłoń na ramieniu, spojrzał na Sephirotha, który przyglądał się blondynowi z ciekawością.

- Widzę, że znów bujasz w obłokach młody, Cloud tak? - odezwał się trener.

- Tak, sir. Ja przepraszam - odpowiedział nie będąc w stanie spojrzeć w twarz swojego idola, mistrza, który stał teraz przed nim. Czuł na sobie jego przenikliwy wzrok. Bał się, że zaraz go zbluzga, że od razu z miejsca go znienawidzi, za zniewagę.

- Powinieneś patrzeć przed, a nie za siebie - odparł spokojnym głosem Seph, czym zaskoczył Clouda, który spojrzał na niego swoimi błękitnymi, niczym przejrzyste niebo, wielkimi oczami. Były takie głębokie i w tym momencie przepraszające, że aż go to speszyło.

- Tak, sir. Obiecuję, że więcej tego nie zrobię - powiedział Cloud słabym głosem.

- Nie obiecuj, tylko po prostu o tym pamiętaj - dodał trener kręcąc głową - A teraz idź zjeść, zaraz mamy zebranie.

Cloud skinął i minął ich, biegnąc na koniec sali, by zdążyć zjeść posiłek, zanim wyjdą na zebranie.

Sephiroth spojrzał za nim. Poczuł się dziwnie, gdy patrzył w oczy tego chłopaka, jakby było w nim coś dziwnego, nietypowego, innego, z czym się wcześniej nie spotkał.
- Dzięki za pomoc z tymi papierami - odparł Angeal mijając Sepha.
- Jasne - powiedział i spojrzał ostatni raz w stronę, gdzie stał blondyn, a potem odwrócił się i wyszedł ze stołówki.

Cloud ciągle będąc w szoku wziął tacę z jedzeniem i usiadł obok Zacka.

- No i masz swojego bohatera - uśmiechnął się - Jak wrażenia po pierwszym, niespodziewanym spotkaniu pierwszego stopnia?

- Był miły - stwierdził Cloud grzebiąc widelcem w misce z jedzeniem, jakby czegoś szukał.

- No tak, pewnie dlatego, że trener się pojawił - zażartował. - Nie jest chyba taki zły.

- Nigdy nie uważałem, że jest zły. Ale inaczej wyobrażałem sobie nasze pierwsze spotkanie, wyszedłem na głupka - skrzywił się.

- Nie przesadzaj. Każdemu mogło się zdarzyć…

- A zdarzyło się mi, znowu - burknął.

- Chociaż już go znasz i nawet wie, jak masz na imię, Cloud. To moim zdaniem sukces - uśmiechnął się i wrócił do jedzenia.
Zjedli posiłek, a potem mieli zebranie. Dość krótkie. Trener przypomniał im plan następnego dnia i regulamin kwatery SOLDIER. Kiedy skończył, rozeszli się do pokoi.

Zack zasnął, ale Cloud nie mógł uleżeć w miejscu. Pierwsza noc w innym łóżku, nowi ludzie, nowe nie koniecznie dobre, wrażenia z pierwszego dnia. Wstał, nałożył bluzę i wyszedł z pokoju. Nie wolno im chodzić po dalszych korytarzach, ale szklana sala to podobno wspólny pokój i tam mogą się spotykać. Postanowił iść tam i pooglądać gazety, jakie wcześniej zauważył, podczas zebrania.

Wyszedł na korytarz i bezdźwięcznie zamknął drzwi. Wokół panowała cisza, nie było nikogo. Ruszył przed siebie, w stronę szklanej sali. Wychylił się zza rogu korytarza, by sprawdzić, czy czasem nikogo nie ma w pobliżu, ale najwyraźniej tylko on miał tak genialny pomysł, by spacerować w środku nocy po kwaterze.

- Wiesz, że takie nocne spacery są zakazane? - usłyszał nagle i aż podskoczył.

Odwrócił się i zobaczył Sephirotha. Stał obok i patrzył na niego zaskoczony. Był wyższy niż Cloud, więc młodszy musiał podnieść głowę lekko do góry, by spojrzeć mu w twarz.
- Ale ja tylko chciałem iść tam posiedzieć, by nie budzić Zacka. Nie mogę spać - wyjaśnił wskazując przeszklone pomieszczenie.

- Jutro macie kolejny ciężki dzień, powinieneś regenerować siły, a nie urządzać sobie wycieczki. Jakby znalazł cię tu Angeal… - dodał i rozejrzał się dookoła. - Chodź. Tu na pewno nie możesz siedzieć - odparł ciągnąć go za sobą do innego pokoju. Co on robi? Po co mu pomaga? Nie rozumiał sam siebie, ale czuł, że musi z nim porozmawiać. Jego spojrzenie prześladowało go, odkąd wyszedł ze stołówki, nie mógł się od niego uwolnić. Musiał dowiedzieć się o nim czegoś więcej, co w nim jest takiego, co tak na niego działa?

- Tu mogę chwilę posiedzieć? - zapytał w końcu Cloud. - Sir.. – dodał zaraz, przegryzając wargę, wcześniej zapomniał o dyscyplinie.

- Tak. To mój gabinet. Możesz tu chwilę posiedzieć.

- Dziękuję, sir - usiadł na jednym z krzesełek i zaczął się rozglądać.

- Nie musisz się tak do mnie zwracać, przynajmniej nie gdy jest po godzinach służby - odparł z lekkim uśmieszkiem. Cloud zaskoczony tylko spojrzał na niego. Stał tyłem i zapalał właśnie papierosa. - Palisz? - zapytał Seph i zerknął na niego przez ramię.

- Nie, sir. Tzn. Nie, nie palę - spuścił wzrok. Czemu jest taki beznadziejny? Robi zawsze wszystko źle.

- To dobrze, to cholerstwo nieźle uzależnia, a nic dobrego nie przynosi. Już nawet lepiej się po tym nie czuję, a mimo to coś mi każe dalej to robić. Jakie to żałosne - zaciągnął się i powoli wypuścił dym, a potem oparł się o biurko i spojrzał na młodszego. - Skąd jesteś, Cloud?

Słysząc swoje imię, wypowiedziane przez Sephirotha, poczuł jak przechodzi go dreszcz. To było takie dziwne, nie do opisania uczucie. Co z nim jest?! W końcu jest ze swoim mistrzem, sam na sam. Może z nim porozmawiać, zapytać o to co chciał wiedzieć, a on nie ma odwagi się odezwać!
- Z Nibelheim - powiedział słabo, nadal na niego nie patrząc.

- Przyjemne miasteczko. Dlaczego tu przyjechałeś? - zapytał i znów się zaciągnął.

- Chcę dołączyć do SOLDIER. Być dobrym żołnierzem. Najlepszym… - no dalej! Powiedz to! Mówił sam do siebie w myślach. Ale nie był w stanie nic więcej powiedzieć.

- No to długa droga przed tobą i dużo ciężkiej pracy. Ale ważne, że masz już cel i marzenia, to połowa sukcesu, wiedzieć czego się chce. Angeal to świetny żołnierz, na pewno was odpowiednio wyszkoli, byście mogli przejść do klasy 2.

- Dlaczego z tobą nie ma żadnych zajęć? - zapytał i niechcący zabrzmiało to z wielkim smutkiem. 
Seph spojrzał na niego, zaskoczony trochę tak bezpośrednim pytaniem.

- A co to za różnica, który z żołnierzy 1szej klasy was szkoli? Myślisz, że ze mną byłoby wam łatwiej? Przeciwnie - uśmiechnął się wrednie. - Ja mam inną pracę. Poza tym, Angeal jest bardziej odpowiedni do tego, by wami się zająć.

- Dlaczego?

- Tak sądzi dyrektor, nie wiem dlaczego. Angeal jest podobno bardziej odpowiedzialny i rozsądny - zaśmiał się - może to i racja.

Cloud nie odpowiedział, spojrzał na półkę jaka stała przed nim, z różnymi książkami i pudełkami.
- Powinienem już iść - odparł w końcu, nie chciał przeszkadzać, a też czuł się nieco nieswojo w jego towarzystwie, jakby się bał, nie wiedział czego się spodziewać. Zupełnie inaczej go sobie wyobrażał. Sądził, że jest groźny, chłodny i dumny.

- Już chce ci się spać? -  zapytał Seph rzucając niedopałek jak wcześniej, do kosza pod drzwiami.

Cloud spojrzał na to jeszcze bardziej zdziwiony, niż dotychczasowym zachowaniem swojego idola.
- Nie, ale nie chcę przeszkadzać… - wydukał.

- I tak nie będę spał, więc możemy porozmawiać jeszcze chwilę. Jak ci idzie trening?
Nie potrafił go rozgryźć. Ten młody był jedną wielką zagadką, a te oczy...

- Chyba dobrze, choć nie tak dobrze jak Zackowi... - odpowiedział Cloud i znów spojrzał na półkę.

- Pokaż co potrafisz - poderwał się z miejsca. - Chodź - wyszli z pokoju i upewniwszy się, że nikt nie patrzy, ruszyli do sali treningowej. - No dalej - polecił Seph, dając mu jakiś miecz i przenosząc ich do jakiegoś miejsca, na wielkiej polanie.

- Co to? Gdzie jesteśmy? - rozglądał się dookoła, nie wierząc w to co widzi.

- W pokoju ćwiczeń. Dalej, uderz mnie. Pokaż czego się nauczyłeś.

Chciał zapytać o coś więcej, bo nie wyglądało to jak pokój ćwiczeń, w którym byli jakiś czas temu, ale nie miał czasu, bo Seph właśnie podłożył mu swój miecz pod twarz. Dobył swojego ostrza i zaczął okładać powietrze wokół, bo Seph zwinnie unikał ciosów. W końcu zdezorientowany Cloud, tak zamachnął mieczem, że nie dość, że nie zranił przeciwnika, to zranił sam siebie.
- Oh… Jestem beznadziejny - burknął upuszczając miecz i krzywiąc się na widok krwawiącej, najpierw powoli, a potem coraz mocniej, rany.

- No nieźle, strzeliłeś samobója - zaśmiał się i podszedł do niego. Łąka zniknęła. Seph wziął Clouda, do malutkiego pomieszczenia obok, gdzie znalazł apteczkę. Posadził go na krzesełku i zaczął opatrywać jego ranę.

- No to przepadłem. Po dzisiejszych wpadkach, cały zespół SOLDIER ma mnie za nieudolnego, zakręconego dzieciaka - skrzywił się nie tylko na słowa, ale też z bólu, jaki poczuł w ręce, gdzie się zranił.

- Czasem tacy wybijają się potem najwyżej – odparł, skupiając się na zawijaniu rany.

Cloud przechylił głowę lekko na bok. Teraz przez ból, poczuł się senny.

- Gotowe - Seph spojrzał na niego. Wyglądał jak dziecko, które prawie śpi, tak zmęczone, że nie przeszkadza mu nawet to, że siedzi na twardym, niewygodnym krześle. Uśmiechnął się na ten widok, a potem sam zganił się za to - Hej. Wracaj do pokoju, tu nie możesz spać - dodał cicho, radosnym tonem. Ten młody chłopak, naprawdę dziwnie na niego działał. Przecież on nigdy się tak nie zachowuje.

Cloud wstał powoli i ze spuszczoną głową ruszył do drzwi.
- Dziękuję - powiedział cicho.
Pobiegł do siebie.

         Seph stał jeszcze chwilę w małym pomieszczeniu, trzymając w ręce pozostały kawałek bandaża. Kiedy młodszy zniknął, zrozumiał, że stoi tam bez sensu, rzucił bandaż na bok i ruszył powoli do siebie. Położył się na łóżku i zapalił kolejnego papierosa, a potem zaczął się zastanawiać nad tym co się wydarzyło. Jego myśli głównie obracały się wokół blondyna. Nie chciał o nim myśleć, ale zastanawiając się nad czymś innym, prędzej czy później znów powracał do niego. I te oczy. Zasypiając miał je przed sobą.
__________
Part 1 | Part 2 

1 komentarz:

  1. Czytam to chyba codziennie i za każdym razem podoba mi się tak samo jak za pierwszym^^. Inaczej chyba być nie może.

    W żadnej z części mi znanych nie ma nic o tym, jak Cloud wstąpił do SOLDIER, więc się ciesze, z opisania tego fragmentu. W ogóle ciekawie się zaczyna. I te pomyłki Strife'a. Urocze^^!

    Miło poczytać, ze wszyscy z pierwszej klasy SOLDIER są razem, tzn. nie ma 'rozłamu' i wszystko jest w porządku. Za częśto mi tego brakuje...
    Muszę się też przyznać, że dopiero teraz dostrzegłam ten fragment o Genesis'ie i jego wyznaniu(i pocałunku^^!). Ale to było miłe zaskoczenie.

    To chyba tyle. Bardzo mi się to podoba, i z niecierpliwością czekam na drugą część=^.^=
    Rena K.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy