12/15/2013

YAOI: Złe dobrego początki [Yohio x Linder] Part 3

Gatunek: yaoi, romans, komedia
Para: YOHIO x Linder (solo/zespół Seremedy)

Część 3


          Obudził ich dźwięk, wydobywający się z telefonu Lindera, leżącego gdzieś w sąsiednim pokoju. 
Yohio poruszył się, a potem nakrył głowę poduszką, przyciskając ją rękoma.
- Ja się nie ruszam. I nigdzie nie idę – powiedział mało wyraźnym, stłumionym przez materiał głosem.
Lin otworzył oczy i spojrzał na niego z uśmiechem. Przez okna, do pokoju wpadały promienie światła słonecznego. Musiało być już południe, skoro słońce jest tak wysoko. Spojrzał na zegarek. Wskazywał kilka minut po jedenastej. Pocałował młodszego w ramię, który uparcie przytrzymywał poduszkę, a potem wstał i ruszył do salonu. O ile dobrze pamięta, to tam powinien być jego telefon.
Sygnał oczywiście urwał się, zanim go znalazł. Ale gdy spojrzał na wyświetlacz, chcąc dowiedzieć się, kogo tak nagle naszło, na poranne rozmowy, rozległ się kolejny dzwonek. Na ekranie pojawiło się zdjęcie z podpisem „Fredrik”.
- Już się za mną stęskniłeś, Fred? – zapytał z uśmiechem odbierając połączenie.
- Chciałbyś – usłyszał ochrypły głos kolegi – Zginął Kevin, podobno nie dotarł do domu z festiwalu. Miałeś go dostarczyć pod drzwi. Gdzie on jest? I dlaczego, do cholery, ma wyłączony telefon? – zaczął zadawać kolejne pytania, ale Lin już ich nie słuchał.
- Spokojnie, nic mu nie jest – odparł w końcu, przerywając mu i spojrzał na drzwi, w których stanął właśnie Yohio. Był w samej bieliźnie i patrzył na niego z dziwnym grymasem.
Podszedł i zabrał mu telefon, a potem przyłożył sobie do ucha.
- Cześć Fred. Nie martwcie się o mnie, wracając, źle się poczułem i poprosiłem Lina, by mnie przenocował. Jego mieszkanie było bliżej. Mówiłem wam, że mam słabą głowę i nie powinienem pić – uciął, a głos w słuchawce, który wcześniej coś mruczał, nagle zamilkł. Yohio doskonale obrócił całą sytuację na swoją korzyść, dodatkowo obwiniając o wszystko kolegów, namawiających go do wypicia alkoholu.
Linder przyglądał się jemu nie dowierzając, jak łatwo przyszło mu kłamanie o tym, co się stało.
- Więc jesteś teraz z Linderem? U niego?
- Tak. Zaraz zadzwonię do ojca i powiem mu gdzie jestem. Przepraszam was za kłopot i całe to zamieszanie.
- Spoko, ważne że nic ci nie jest. A jak się czujesz? Już lepiej? - widać, że miał wyrzuty sumienia.
- Tak. Dzięki. 
- W takim razie, do zobaczenia na próbie. 
- Ok, do zobaczenia.
Rozłączył się. Jego twarz od razu zmieniła wyraz. Był przygnębiony. Lin podszedł do niego i przytulił go. 
- Nie wróciłeś na noc, to chyba normalne, że się martwią?
- Nie jestem małym dzieckiem.
- Oczywiście. Ale mogłeś im dać znać, szczególnie ojcu, że zostaniesz u mnie. Na pewno się martwi, czy nie stała ci się krzywda.
- No jasne - uśmiechnął się gorzko - Każdy by się martwił, jakby nie wiedział co się dzieje, z jego inwestycją – powiedział z ironią – Bardziej martwi się o to, bym nie zrobił czegoś głupiego, czegoś co zagrozi karierze, niż tego, że może mi się coś stać – dodał niby obojętnym tonem, ale Lin zauważył, jak bardzo bolą go te słowa.
Objął go mocniej i pocałował we włosy.
- Okazuje to na swój sposób, ale cię kocha – próbował jakoś, go pocieszyć.
- Nie broń go! – odsunął się nagle od niego. Podszedł do stolika, odłożył telefon Lina, a wziął swój.
Usiadł w fotelu, podciągając kolana do góry. Oparł na nich telefon i zaczął naciskać kolejne miejsca, na dotykowym ekranie. Lin przyglądał mu się ze smutkiem.
- Wyślę mu wiadomość, nie chcę z nim rozmawiać. 
Napisał krótką, rzeczową informację, gdzie jest i że wróci wieczorem. Potem wysłał ją, a telefon rzucił na kanapę.
- Mam nadzieję, że nie wie, gdzie dokładnie mieszkasz? – zapytał i spojrzał na perkusistę.
- Raczej nie – odpowiedział i poczuł chłód. Dopiero teraz zorientował się, że zostawił otwarte okno. W pokoju było zimno. Zamknął je, a potem odwrócił się i znów spojrzał na Yohio. Siedział skulony w fotelu – Chodź, zjemy coś – podszedł, wyciągając do niego rękę.
Młodszy uśmiechnął się. Podał mu dłoń i razem poszli do pokoju. Ubrali się, a potem zabrali się za śniadanie.

          Yohio zrobił dla nich herbatę. Wziął dżem i zaczął smarować sobie kanapkę. Nagle wpadł na pewien pomysł. Wsadził palec do słoiczka z truskawkowym dżemem i użył go, niczym błyszczyk, na usta. Potem spojrzał z wielkim uśmiechem na Lina, który starał się jak może, robiąc jajecznicę. Zerknął na młodszego i zaśmiał się. Jedną ręką mieszał zawartość patelni, a drugą wyciągnął, przyciągając do siebie Yohio. Złożył na jego truskawkowych ustach pocałunek, zlizując przy tym dżem. Młodszy zaśmiał się dźwięcznie. 
- Hej! Bo się pali! – pisnął i zerknął mu przez ramię. 
Zaczęli ratować nieco przypaloną już jajecznicę.
- Zje się – podsumował Yohio i znów zaczął się śmiać. Lin kochał go takiego jeszcze bardziej.
Nakryli do stołu, wymieniając pocałunki, za każdym razem, gdy mijali się w ciasnej kuchni.
Usiedli z zamiarem zjedzenia śniadania i zaspokojenia, domagającego się już jedzenia, głodnego brzucha, który, przynajmniej w przypadku młodszego, głośno informował o swoim stanie.

Usiedli naprzeciwko siebie. Lin był szczęśliwy, jak nigdy. To chyba najlepszy dzień w jego życiu. Obserwował radosnego partnera, który wygłupiał się tak, jak zwykle. Wszystko wracało do normy, miał nadzieję, że nie będzie już musiał oglądać jego smutku i łez. Przynajmniej nie dzisiaj, ani w najbliższym czasie. 
Zadzwonił telefon Yohio, ściągając ich z powrotem na ziemię, z ich pięknego idealnego świata, w którym na chwilę się zamknęli.
- Zapomniałem go wyłączyć – spojrzał przepraszająco na Lina i wstał od stołu. Pobiegł do salonu. 

Lin nie słyszał całej rozmowy. Ale co jakiś czas, Yohio podnosił głos. Kiedy wrócił miał łzy w oczach, a kilka z nich, nawet zdążyło spłynąć na jego policzki. Oparł się o futrynę, opuszczając ręce bezradnie wzdłuż ciała. Linder poderwał się z krzesła.
- Co się stało? – zapytał zły na tego kogoś, kto doprowadził do łez jego ukochanego. Dotknął jego policzka i otarł łzy.
- Dzwonił ojciec. O 15 mam udzielić wywiadów. Powiedział, że jak się nie zjawię za chwilę w domu, sam tu po mnie przyjedzie – spojrzał na niego smutno. Lin zauważył też w jego oczach strach, ale szybko zniknął, bo Yohio doskonale to ukrywał.
- Zawiozę cię za chwilę. Ale najpierw zjemy, chodź, bo zimne jest niedobre. – pociągnął go do stołu. Posadził sobie na kolana i podsunął mu jego talerz bliżej.
- Odechciało mi się jeść – odparł krzywiąc się, na widok jedzenia i tylko oparł głowę na ramieniu Lina – Chciałbym zostać z tobą.
- Wiesz, że to niemożliwe. Ja też bym chciał, żebyś spędzał ze mną każdą chwilę. Obiecuję, że niedługo znów się spotkamy – objął go jedną ręką – Zjedz, chociaż trochę – poprosił i w tym momencie odezwał się też brzuch młodszego, który najwyraźniej popierał ten pomysł – Widzisz, woła o jedzenie – uśmiechnął się, kiwając na jego brzuch.
Yohio, chcąc nie chcąc, uśmiechnął się odruchowo. Nie schodząc z kolan Lina, wziął widelec i zjadł swoją porcję. 

Wyszli z mieszkania i ruszyli na parking za blokiem. Wsiedli do samochodu i Lin odwiózł Kevina pod dom. Zatrzymał się na podjeździe i spojrzał na niego. Ten pochylił się i zasłaniając ich dłonią, od strony przedniej szyby, pocałował go w usta, nieco dłużej niż powinien, w miejscu publicznym. 
Oderwał się od niego i odsunął na miejsce. Otworzył drzwi, ale zanim wysiadł zerknął na perkusistę.
- Zadzwonię wieczorem, dobrze? - zapytał.
- Ok. Opowiesz mi jak było – uśmiechnął się – Uważaj na siebie i nie przejmuj się niczym.
Kiwnął głową z lekkim uśmiechem. 
- Kocham cię – powiedział po japońsku, by tylko Lin zrozumiał jego słowa, wypowiedziane z głębokim uczuciem.
Lin zaśmiał się tylko, pomachał mu, a potem odjechał do domu.

***

- I co? Chyba nie było tak źle? – zapytał Lin, kiedy młodszy zadzwonił do niego wieczorem.
Leżał sam, w sypialni, oglądając jakiś mecz, z wyciszonym głosem w telewizorze. Czuł się beznadziejnie. Pustka jaka wypełniała go, kiedy nie był z Yohio, stała się teraz bardzo widoczna i doskwierała mu przez cały dzień, tylko przybierając na sile. Zastanawiał się, jak mógł wcześniej tak żyć.
- Nie było źle. Ale szczerze mówiąc, cały dzień czekałem tylko na tą chwilę – powiedział i dało się wyczuć, że się uśmiecha.
- Ja też – odparł Lin, siląc się na radosny ton. Cieszył się, że go chociaż słyszy, ale co to za pocieszenie. Mieszkają niedaleko od siebie i żeby nie mogli się spotkać?! Dobijało go to jeszcze bardziej.
- A ty, co robiłeś ciekawego? – próbował jakoś podtrzymać rozmowę, która wcale się nie kleiła. 
Obojgu było ciężko. Nie zdążyli się sobą nacieszyć. To tak, jak pozwolenie zasmakować wolności, trzymanemu na uwięzi zwierzęciu i bardzo szybkie zabranie go, z powrotem do szarej rzeczywistości. Nie mogło im to na długo wystarczyć i bez przerwy wyczekiwali choćby krótkiej chwili, gdy znów będą razem. Dusili w sobie to uczucie tyle czasu, a kiedy okazało się, że obaj czują to samo, każe się im cierpieć, bo nie mogą być razem. 
- Nic nie jest ciekawe, jak ciebie tu nie ma – wymsknęło się Linderowi. Wcale nie chciał powiedzieć tego na głos i tym samym, bardziej dobić ukochanego.
Zapadła cisza. Trwała dłuższą chwilę.
- Jutro mamy próbę, może przyjdziesz? Potem razem gdzieś pójdziemy – zapytał z nadzieją Yohio. Jego głos był jeszcze bardziej przygnębiony.
- Postaram się, ale rano idę do pracy, więc jak coś, dopiero po czwartej – nie chciał mu robić zbędnych nadziei, a potem go zawieźć tym, że jednak nie da rady. 
- Dobrze. Na pewno nie skończymy wcześniej.
Znów cisza, która robiła coraz bardziej uciążliwa. Przerwał ją dopiero cichy, tłumiony by pozostać niezauważonym, szloch.
- Yohio…– głos Lina załamał się, był pełen bólu. Miał ochotę wstać, pojechać tam i zabrać go do siebie. Ukryć przed światem i nie pozwolić nikomu się do niego zbliżać. Tak, to egoistyczne, ale nie mógł znieść jego smutku i płaczu. Chciał go przed tym chronić.
- Przepraszam – powiedział cicho i niewyraźnie, próbując się uspokoić, ale nie wychodziło mu to za dobrze. Lin przymknął oczy, nie był w stanie tego słuchać. To on jest poniekąd winny, tej sytuacji. Gdyby Yohio był sam, gdyby nie dowiedzieli się o swoich uczuciach, teraz by nie płakał. Nie tęsknił. 
– Po prostu chciałbym się do ciebie przytulić, a nie siedzieć sam, w wielkim, pustym pokoju, który tylko mnie bardziej dobija. Przecież i tak nie będę ćwiczył, bo nie mam nastroju! – dodał, drżącym głosem, a ostatnie zdanie wypowiedział znacznie głośniej niż wcześniejsze, jakby chciał, by ktoś inny, będący w domu, je usłyszał.
Linder nie zastanawiał się długo nad jego słowami. Zerwał się z łóżka i nawet nie przebierając się, nie zważając na to, czy wygląda dobrze, czy źle, porwał kurtkę i wyszedł z mieszkania.
- Zaraz będę – rzucił tylko i się rozłączył. Może to zbyt pochopna decyzja, może ktoś coś sobie pomyśli. Nie ważne, nie obchodziło go to, w tej chwili. Serce mu pękało, gdy słuchał słabego i smutnego głosu młodszego i kiedy wiedział, że jest mu źle. 

***



Zadzwonił do jego drzwi. Otworzył ojciec Kevina.
- Linder? A co ty tu robisz? Yohio czegoś zapomniał? – zapytał zaskoczony jego obecnością.
- Tak – podłapał, sam by chyba nie wpadł na to, że można w tej chwili, właśnie coś takiego powiedzieć – Jest u siebie? Mogę wejść? 
- Tak. Ćwiczy na górze. Musi trenować przed premierą. – zaznaczył takim tonem i z takim akcentem, by Lin wiedział, że ma mu nie przeszkadzać, bo w tym momencie właśnie to jest najważniejsze.
- Oczywiście, ja tylko na chwilę – odparł, a kiedy mężczyzna go przepuścił pobiegł szybko na górę.

           Wpadł do pokoju młodego i zamknął drzwi, opierając się o nie i przymykając oczy. Nie sądził, że AŻ TAKA atmosfera panuje w tym domu. Chciał go stąd zabrać, ale przecież nie może. Yohio jest jeszcze niepełnoletni. Musi poczekać do lipca. Miał rację mówiąc, że „to będzie straszna męka”.

Yohio jak tylko usłyszał kroki na schodach poderwał się z fotela. Kiedy Lin oparł się o drzwi, dopadł do niego i wtulił się, chowając twarz w jego kurtkę. 
- Błagam cię, nie zostawiaj mnie tu, nie odchodź zbyt szybko – wyszeptał, wyrzucając z siebie słowa z prędkością światła.
Serce Lina waliło jak młot. Czuł się jak złodziej, jak przestępca, ktoś, kto musi ukrywać się z tym co robi. Tak źle nie było nawet wtedy, gdy palił papierosy w sekrecie przed rodzicami. Chociaż tego chyba nie można nawet porównywać.
- Dobrze – pogładził go po głowie i plecach – I obiecuję, że jutro się spotkamy, najwyżej urwę się z pracy. Zadzwonisz mi albo napiszesz, jeśli będziecie kończyć szybciej – powiedział cicho, nie chciał by ktoś ich słyszał. Nie sądził, by ojciec Kevina, mógł ich podsłuchiwać, ale wolał mimo wszystko nie ryzykować. 
Yohio podniósł głowę i przyciągnął twarz Lina do swojej. Pocałował go z takim utęsknieniem, jakby nie widzieli się bardzo długo, a nie zaledwie kilka godzin.
Lin rozluźnił się odrobinę i odwzajemnił pocałunek. Chciałbym zatrzymać czas. Z trudem powstrzymywał się, by nie zacząć całować jego szyi, nie zacząć zdejmować mu ubrania. Młodszy wcale mu tego nie ułatwiał. Przerwał na chwilę wtulając twarz w jego włosy. Serce znów mało mu nie wyskoczyło z piersi, ale tym razem, nie brało się to ze zdenerwowania, a podniecenia.
- Spokojnie. Tutaj nie możemy posuwać się tak daleko. - wyszeptał ledwo słyszalnym głosem, prosto do jego ucha. Pocałował go w policzek, a potem pociągnął za sobą. 
Usiedli razem na łóżku. Yohio oparł głowę o jego ramię. Wziął rękę i wplótł swoje palce, w jego. Wystarczyło mu to. Przymknął oczy.
- Chyba już dzisiaj darujesz sobie trening, co? Nie możesz się katować. Przecież po to macie próby, żeby się zgrać – dodał cicho i pocałował go we włosy. Drugą, wolną dłonią odgarnął mu kilka kosmyków z twarzy.
- Będę musiał, jeszcze chwilę, zanim pójdę spać. Dziękuję, że przyjechałeś. Ta mała chwila, wystarczy mi i pozwoli przetrwać do kolejnego spotkania – mówił nie otwierając oczu.
- Musiałem przyjechać. Gdyby nie to, że nie masz jeszcze osiemnastu lat, porwałbym cię – powiedział poważnym głosem, ale zaraz uśmiechnął się, bo młodszy podniósł głowę i spojrzał na niego, najpierw nieco zaskoczonym wzrokiem, a potem z szaleńczą iskrą.
- To wcale nie głupie, udać, że ktoś mnie porwał, na przykład dla okupu – odparł z szaleńczym uśmiechem.
- Daj spokój, żartowałem tylko. Obejdzie się bez tego – zaśmiał się.
Yohio też się uśmiechnął. Choć nie do końca zrezygnował z tego pomysły. To mógłby być taki plan awaryjny. Kiedy będzie naprawdę źle.

Lin posiedział jeszcze chwilę, a potem zszedł na dół, żegnając młodszego pocałunkiem.
- Do widzenia i dobranoc – zawołał będąc przy drzwiach.
- Dobranoc – odpowiedział mu ktoś, z wnętrza wielkiego domu, a raczej echo tego kogoś, bo słowa doleciały do Lina zewsząd. Westchnął i ruszył do auta.
Zanim wsiadł, zerknął na dom. Niestety okna Yohio były z tyłu. 
Taki piękny, wielki dom. Wydawałoby się, że mieszka w nim radosna, kochająca się rodzina. Ale tak naprawdę, był on pełen smutku, ciszy i chłodu. 
Z żalem odjechał i wrócił do siebie. Ciągle czuł na sobie zapach perfum ukochanego, to go podnosiło nieco na duchu i tylko dzięki temu, jakoś przeżył tę noc w samotności.

__________
Poprzednie części:
1 | 2 | 3 |

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy