10/29/2013

YAOI: Co nas nie zabije, to nas wzmocni [Kamijo x Zin]

Tytuł: Co nas nie zabije, to nas wzmocni.
Gatunek: yaoi, romans
Para: Kamijo x Zin (Solo/Versailles x Jupiter)

       Ostatnie tygodnie były tak ciężkie, że w tej chwili zastanawiam się, jak to możliwe, że jeszcze żyję, że jestem w stanie funkcjonować, nie mówiąc już o wywiadach, nagraniach i koncertach. Chociaż… Chyba wiem dlaczego wciąż mam siłę by to wszystko ciągnąć. Odnalazłem w końcu spokój, szczęście. I kto by pomyślał, że w kimś, komu przyklejono dopisek „największy wróg Kamijo”.
       Było po 20. Kamijo szybkim krokiem zmierzał do redakcji, gdzie nagrywano kolejny odcinek Jupiter Channel. Dzisiaj miał być w nim gościem specjalnym. Był strasznie podekscytowany, nie tylko tym, że znów zobaczy się z Hizakim, że będzie miał okazję z nim porozmawiać, że rozreklamuje swój singiel, ale głównie dlatego, że po raz pierwszy od dłuższego czasu, spotka się bezpośrednio z Nim.
Chłodny wiatr był coraz bardziej uciążliwy, szczególnie pomiędzy wysokimi budynkami, gdzie przybierał na sile. Naciągnął kołnierz płaszcza, chcąc zasłonić zmarznięte uszy. Wieczory i noce były ostatnio coraz chłodniejsze. Odetchnął z ulgą kiedy wreszcie znalazł się wewnątrz budynku. Wszedł do windy i nacisnął przycisk odpowiedniego piętra.

      Tyle razy próbował mu pokazać co czuje. Sprawić, by zauważył, że nie jest mu obojętny. Ale on jak na złość zdawał się nie zwracać na niego uwagi. Czasem nienawidził go za to i przeklinał siebie, i to chore uczucie, które w nim rosło z każdym dniem. Miał ochotę podejść i zdzielić go po tej ślicznej buźce, z której nigdy nie potrafił wyczytać jego myśli, emocji, niczego. Miała wiecznie identyczny wyraz.
Zin, jak możesz tak mnie katować?! Czy ty jesteś ślepy? Czy nagły rozgłos i wybicie się poprzez Jupiter, całkowicie cię zamroczyło i nie jesteś w stanie dostrzec tak oczywistych rzeczy? – pomyślał i westchnął.
Naprawdę go nie znosił. A im bardziej go nie znosił, tym bardziej go pożądał i popadał w tą paranoję, że musi go mieć.
Nie sądził, że jest w stanie tak zwariować na czyimś punkcie. On? Książę wampirów, Róża Wersalu, Kamijo, nie dostał tego, czego chce?! Jakie to żałosne. Żałosne i tak cholernie irytujące. Jak na niego patrzy to sam już nie wie, czy go bardziej kocha, czy nienawidzi. A ten tylko się lekko uśmiecha, mówi cześć i zaczyna nawijać o głupotach, które jego wcale nie obchodzą!

      Podróż windą zdawała się ciągnąć w nieskończoność, ale wreszcie wyszedł z niej i podążył za światłem. W całym budynku panował półmrok, tylko na końcu korytarza, w ostatnim pomieszczeniu było jasno. Usłyszał śmiech i głosy kilku różnych osób. W jednej rozpoznał Hizakiego. Znał go już tak długo, że jego głos i śmiech rozpoznałby wszędzie. Ale oprócz niego dotarł do niego nieco cichszy i mniej pewny siebie głos Zina. Zatrzymał się na chwilę. W tym momencie zaczął się zastanawiać nad tym, czy dobrze wygląda, czy zrobi dobre wrażenie kiedy tam wparuje. Zrobił kilka kroków w tył i przystanął przed wiszącą na ścianie półką z gaśnicą. Szklane drzwiczki odbijały w sobie jego twarz. Było ciemno, więc mógł się w nich przejrzeć. Poprawił rozburzone przez wiatr włosy i spojrzał na okulary słoneczne, które miał w ręce.
- Kamijo-san! – usłyszał nagle pisk. Hizaki rozbiegł się i zatrzymał dopiero na nim, obejmując go.
- Cześć Hi-chan – uśmiechnął się.
- Co się tak czaisz w mroku, hm? – zerknął na niego z wielkim uśmiechem.
- Jak przystało na księcia ciemności – odparł radośnie – Wyłaniam się z mroku… Dobrze cię znów widzieć.
- No tak, tak – pokiwał i machnął ręką – Ciebie też, chodź, bo zaraz zaczynamy – pociągnął go za sobą.
Kamijo szybko rzucił ostatnie spojrzenie w szybkę, na swoje odbicie, a potem zerknął na Hizakiego.
Ubrany w sukienkę, którą nosił podczas występów z Jupiterem, wyglądał jak zawsze bosko i słodko. Brakowało mu trochę jego towarzystwa. Zrobiło mu się jakoś cieplej na sercu i na kilka sekund zapomniał o swoich rozterkach. Jednak gdy weszli do środka pomieszczenia i jego oczom ukazała się ta znienawidzona buźka, miał ochotę się wycofać.
- Kamijo-san… - Zin poderwał się z krzesła.
Dwóch facetów i charakteryzatorka zerwało się i podeszło przywitać. Potem ona zaczęła poprawiać i tak już idealny wygląd Himzakiego, a jeden z gości przygotowywał kamerę.
- Miło cię znów widzieć – kontynuował Zin i wyciągnął do niego rękę na powitanie.
- Mi również – Kamijo skinął i uścisnął mu dłoń. Był strasznie spięty, a mina Zina, o której przed chwilą myślał, wcale mu nie pomagała – Jak idą nagrania? Czytałem ostatni wywiad, wypadliście świetnie… - zaczął głupią gadkę, której tak nie znosił.
- Całkiem dobrze. Dziękujemy. Twoja premiera też już niebawem. Nie mogę się doczekać.
Kamijo, który odwracał od niego wzrok jak tylko mógł, na jego ostatnie słowa spojrzał mu w oczy.
- Naprawdę? – zapytał zdziwiony.
- Oczywiście. Wszyscy na to czekamy.
No jasne. Wszyscy czekają. Czego on się spodziewał? Że zaraz padnie mu w ramiona i powie, że nie może się doczekać premiery, że chciałby by zaśpiewał to tylko dla niego? Parsknął w myślach i znów uciekł wzrokiem. Jak on go nie znosi… Kolejny raz przez myśl przemknęła mu chęć zrobienia mu krzywdy. Tak. Związać, zakneblować i robić co się chce… Uśmiechnął się odruchowo, ale zaraz zganił się za te myśli. Co on wyprawia?! Do reszty mu odbiło!

      Zaczął się program. Z początku przed kamerą występowali tylko Zin i Hizaki, ale w końcu przyszła pora i na niego. Siedział z boku oglądając ich, a tak naprawdę tylko jego i czekał jak na ścięcie. Dobrze, że miał okulary słoneczne, które od razu jak zaczęli kręcić założył, to chociaż nie widzieli jego twarzy. Domyślał się, że wygląda fatalnie, po prostu to czuł. W dodatku on znów nie zwracał na niego uwagi. Wszystko co mówił, robił, każdy żart, uśmiech, Kamijo interpretował po swojemu, a potem, jak zwykle, spotykał go zawód, że wcale nie jest tak, jak myśli.
Ale kiedy kamerzysta skinął, że wchodzi i usiadł między Zinem a Hizakim, poczuł przypływ nowej nadziei.
      Dyskutowali o jego singlu i karierze solowej, ale najbardziej spodobał mu się motyw, kiedy razem z Zinem miał przywitać się z fanami mówiąc swoje słynne: Bonjour.
Zinowi nie wychodziło to najlepiej, ale on był oczywiście tak wspaniałomyślny, że zrobił mu przyspieszony kurs prawidłowego mówienia tego najpiękniejszego, wróć, jednego z najpiękniejszych słów. Ostatecznie wyszło im całkiem nieźle. Zadowalająco. Będzie musiał z nim kiedyś przećwiczyć to ponownie, ale to już na osobności.
Zin zaczął się śmiać i Kamijo dostrzegł małą zmianę na jego twarzy. Minimalną, ale on już tak długo na niego patrzył, że dla niego była ona wyraźna. Czyżby Zin się cieszył? Chociaż w jego przypadku może to oznaczać też coś innego.
Zmarszczył brwi, czego na szczęście nikt nie widział, dzięki okularom. Jak on je kocha! Są doskonałym kamuflażem, idealne na każdą okazję. Nie rozstawał się z nimi.

      I wszystko byłoby względnie dobrze, znośnie, gdyby nie kolejny, genialny pomysł fanów. W Jupiter Channel mieli oni możliwość pisania wiadomości do uczestników programu, na odpowiedniej stronie. Ci czytali to na bieżąco i mogli, jeśli mieli ochotę, na to zareagować. Pośród mnóstwa pozdrowień z całego świata, wyznań jak to bardzo kochają Hizakiego, jaki on jest śliczny, jak kochają Kamijo, Zina nieco mniej, ale też trochę, pośród tych wszystkich pierdół, były też prośby, by coś zaśpiewali, powiedzieli, tak jak z tym „bonjour”.
I na (nie)szczęście, któryś z fanów podał pomysł, by Kamijo przemienił Zina w wampira. Najpierw przeszedł go dreszcz i zdębiał. Zaśmiał się nieco nienaturalnie, ale zgodził się to zrobić. Zerknął na Zina, który był chyba jeszcze bardziej zmieszany niż on.
Żeby zmienić go w wampira musiał go ugryźć w szyję. Ale czy naprawdę ma to zrobić? Czy ma tylko udawać, że to robi?
Kamera nagrywa, on zbliża swoje usta do jego szyi i po raz pierwszy od dawna nie wie co robić. Zmysłowy zapach bijący od jego skóry, przyspieszone bicie serca Kamijo, którego miał nadzieję, że nikt nie słyszy, doprowadzają go do szaleństwa. W kilka sekund musiał podjąć decyzję, otrząsnąć się i co najgorsze przygotować na ostateczne wyzwanie. Musnął lekko jego szyję, mając nadzieję, że nie podskoczy i nie zwieje jak cnotliwa panienka. Odsunął się od niego z uśmieszkiem i oznajmił, że teraz on musi napić się krwi wampira, by przemiana się dokonała. Mina Zina była w tej chwili bezcenna. Tak, to niespotykane i powinno się to uwiecznić, ale niestety trwało to tylko kilka sekund, bo Zin spojrzał na niego przerażony i w głębokim szoku. Zaraz doskonale to ukrył za swoją standardową maską bez większych emocji. Widać było, że też nie wie co robić. Po chwili dopiero zaczął się zbliżać do Kamijo, pochylać nad jego szyją.
Wcześniej myślał, że to będzie zabawne, chciał mu zrobić na złość, zmuszając go by to zrobił, ale teraz żałował tej decyzji jak niczego w życiu. Na wszystkie róże świata! Czując jego niespokojny oddech na swojej szyi, a potem ciepłe, miękkie wargi, muskające jego skórę, ledwo się powstrzymał, by nie rzucić się na niego tu i teraz, nie zważając na to, że widzi ich kilka setek tysięcy ludzi. Jego serce znów mało nie wyskoczyło z piersi. Zin odsunął się zaraz od niego z lekkim uśmiechem na swojej kamiennej masce.

Tylko spokojnie, Kamijo, to jest program na żywo, nie możesz zrobić niczego głupiego…
Kamijo! Ogarnij się w końcu, zanim ktoś coś zauważy!

Resztę programu przesiedział jak na szpilkach, starając się nie patrzeć, jeśli nie musiał, w stronę Zina. Na koniec przytulił Hizakiego, który przysunął się do niego. Musiał coś zrobić, bo by chyba zwariował.
Hizaki cieszył się z tego jak zawsze. Tęsknił za przyjacielem. Cała trójka pożegnała się z fanami. Kamera została wyłączona. Odetchnął z ulgą.
- No to koniec. Szkoda, bo było fantastycznie! – zaśmiał się Hizaki – Będziemy musieli to kiedyś powtórzyć! – dodał potem.
Kamijo spojrzał na niego z chęcią mordu, ale nie mógł tego dostrzec. Niezawodne okulary przeciwsłoneczne.
- Ja już będę leciał, bo muszę jeszcze podjechać na jedno spotkanie. Mam nadzieję, że niedługo się spotkamy, tak prywatnie Kamijo. Zaniedbujesz przyjaciół. Nie robi się tak - zganił go.
- Wybacz Hi-chan. Obiecuję się poprawić. Jak tylko znajdę czas…
- Jak tylko znajdę czas... – powtórzył i pokręcił głową. Podszedł do Kamijo i uściskał go – Trzymaj się i do zobaczenia, kiedyś tam. Na razie Zin.
- Ty też. Pozdrów chłopaków – pożegnali się i Hizaki wyszedł.
Obsługa programu zajmowała się sobą, żegnając ich tylko szybko. Też chcieli się już zwinąć stamtąd i wrócić do domów.
- No to chyba na mnie też czas… - odezwał się Zin – Jeszcze muszę wpaść na chwilę do studia.
- Do studia? – zapytał Kamijo. Studio było po drodze do jego domu.
- Tak. Muszę zabrać stamtąd teksty i płytkę z nagraniami Teru.
- W takim razie chodźmy. Też idę w tamtą stronę. Poza tym, dawno nie byłem w naszym starym studio – dodał z nutką smutku w głosie.
Zin skinął tylko i wyszli razem. 

Na początku nic nie mówili, ale w końcu Zin odezwał się pierwszy.
- Przepraszam cię Kamijo. Zdaję sobie sprawę, jak ludzie to wszystko odbierają… - powiedział nie patrząc na niego.
- Za co mnie przepraszasz? – nie bardzo rozumiał, o co mu chodzi.
- Było Versailles, ludzie was kochali, tzn. kochają nadal… - zmieszał się – Teraz jest Jupiter, czterej członków Versailles i jeden nowy. To wstrząsające, że wszyscy są razem, tylko ciebie tam nie ma. Za to zastępuje cię ktoś inny. Mówi się, że chcę przejąć twój zespół. Przykro mi, że musisz przez to przechodzić i znosić komentarze ludzi.
- Nie obchodzi mnie to, co mówią inni. Poza tym. Razem z Hizakim wydaliśmy już oświadczenia na ten temat – powiedział.
Doszli do studia i zeszli na dół do piwnicy.
- Że mnie nienawidzą to jakoś znoszę, ale nie chcę by ciebie spotykały przez to nieprzyjemności…
- Nie martw się, nic mi nie będzie – dodał i uśmiechnął się lekko. Spojrzał na Zina. Stali sami, w ciemności, bo żaden nie sięgnął do włącznika, by zapalić światło. Kamijo przysunął się do niego, stając tuż przy nim.
- Mówią, że próbuję cię wygryźć, zastąpić. Ale to nie prawda. Przecież ciebie nie da się skopiować, ani podrobić… - mówił, a Kamijo w tym czasie przysunął swoją twarz do jego. Dzieliła ich minimalna odległość – Ja chcę tylko dobrze wykonywać swoją pracę… - kontynuował Zin, nadając jak katarynka.
- Och, zamknij się już… - powiedział cicho i pocałował go – Naprawdę lubisz się nade mną znęcać. Albo nie widzisz, albo tylko udajesz, że nie wiesz co się dzieje – dodał i spojrzał mu w oczy – Miałbym cię nienawidzić, bo tak chcą ludzie? – zapytał – Przyznaję, że czasem cię nie znoszę, ale nie dlatego, że grasz z chłopakami, tylko dlatego, że jesteś taki ślepy. Cieszę się, że cała czwórka jest w jednym zespole i że znaleźli takiego świetnego wokalistę, jak ty. Ci co chcą doszukiwać się jakiś spisków i tak będą to robić, niezależnie od tego co my zrobimy. Nie mam czasu ani chęci jeszcze tym się zajmować. Jest tyle lepszych, przyjemniejszych rzeczy… - ostatnie zdanie dodał ciszej, zatapiając twarz w szyję Zina i składając na niej pocałunki – Szaleję za tobą Zin. Jestem chory, tracę rozum i nie potrafię normalnie funkcjonować przez ciebie… - wyszeptał mu do ucha, muskając je lekko. Jego dłonie dotknęły bioder Zina. 
Kamijo popchnął go lekko do tyłu, tak, że oparł się o wielki wzmacniacz, prawie na nim siadając. Jedną dłonią podparł jego plecy, nie pozwalając upaść do tyłu. Druga dłoń zaczęła sunąć w górę po udzie młodszego. Kamijo nie mógł się powstrzymać, czekać ani chwili dłużej.
- Ka… Kamijo – wydyszał Zin w pewnym momencie, kładąc dłoń, na dłoni Kamijo, która nagle znalazła się niebezpiecznie blisko jego krocza. Ledwo mówił, z trudem łapiąc oddech.
Kamijo zatrzymał się i spojrzał na niego niepewnie. Do tej pory nie bronił się przed jego dotykiem, a nawet miał wrażenie, że odwzajemnia jego pocałunki i pragnie więcej, mimo, że nie okazywał tego zbyt wyraźnie.
- Nie tutaj… - wyszeptał w końcu Zin, otwierając oczy, które wcześniej przymknął i opierając czoło na czole starszego.
Kamijo uśmiechnął się kącikiem ust i pocałował go.
- Chodźmy do mnie – zaproponował za chwilę Zin, oddech nieco mu się uspokoił.
- Byle szybko – rzucił Kamijo z szalonym uśmieszkiem i wziął go za rękę, wyciągając ze studia. Szybko zamknął drzwi i schował klucze w stare umowne miejsce, które doskonale pamiętał.

      Razem z Zinem poszli do niego, nic nie mówiąc po drodze. Zin trzymał mocno jego dłoń. Znaleźli się w końcu za zamkniętymi drzwiami. Kamijo od razu przywarł do niego, blokując go pomiędzy sobą a ścianą. Pocałował go z utęsknieniem, dobierając się do zamka jego kurtki.
Zin ośmielił się nieco kiedy znalazł się w swoim mieszkaniu. Dotknął po raz pierwszy w życiu twarzy Kamijo, zdejmując mu okulary i odwzajemniając jego pocałunki.
Obaj zaczęli pozbawiać się zbędnych w tym momencie ubrań, nie przerywając pocałunków i kierując się w stronę sypialni. Kamijo złapał Zina za uda, podnosząc do góry i kładąc na łóżku. Sam zawisł nad nim i uśmiechnął się.
- No to teraz dokończymy to, co zaczęliśmy – powiedział z uśmieszkiem – Jesteś pewien, że chcesz zadzierać z wampirem? – zapytał całując jego ciało od szyi, poprzez pierś, brzuch, schodząc w dół i pieszcząc dłońmi jego skórę na podbrzuszu i udach. Całował ją, zaznaczając momentami językiem.
Ciało Zina wygięło się w łuk. Otworzył lekko usta i powiedział głuche „tak”. Dotknął znów twarzy kochanka i przyciągnął ją do swojej, całując żarliwie. Obaj oddawali się pieszczotom, oddychając coraz szybciej. Kamijo wsunął dłoń między jego uda, gładząc ich wewnętrzną część i sunąc nią w górę. Rozchylił je i zaczął dotykać jego męskości. Kiedy czuł, że nadszedł odpowiedni moment, ciałem młodszego wstrząsnęły dreszcze, gdy doszedł, wszedł w niego delikatnie. Zin jęknął cicho, ale Kamijo zamknął mu usta pocałunkiem. Poruszając się powoli, a potem coraz szybciej, sprawił, że obaj zapomnieli o całym świecie.

- Teraz dopiero będę znienawidzony – powiedział cicho Zin, przytulając się do jego gorącego, wilgotnego ciała.
- Zajmę się nimi, jak powiedzą lub napiszą na ciebie złe słowo… - pocałował go w czoło, gładzą po plecach – Nie pozwolę nikomu cię ranić. Tylko ja mogę się na ciebie wściekać.
Zin zaśmiał się.
- Dlaczego miałbyś się na mnie wściekać? – zapytał radośnie odgarniając kosmyki włosów z twarzy kochanka.
- Bo niestety twoim hobby zdaje się być dobijanie mnie, w rozmaity sposób. Nieświadomie, jak mniemam, robisz to od samego początku.
- Ale ja nie chcę cię dobić. Czemu miałbym to robić. Kocham cię Kamijo – powiedział szczerze i spojrzał na niego.
- Kochasz mnie? – zapytał śmiejąc się - A to dobre… - pokręcił głową z rozbawieniem.
- Nie wierzysz mi? – odezwał się po chwili i podniósł na ręce. Teraz to on wisiał nad starszym. Patrzył w jego brązowe oczy, które teraz były wyraźnie zaskoczone – Udowodnię ci to, skoro mi nie wierzysz – dodał potem i pocałował go namiętnie, przesuwając dłoń powolutku po jego boku, na biodro i udo, a potem zatrzymując się nad jego przyrodzeniem. Drażnił go tym dotykiem, znów wpędzając w obłęd.
- Jesteś demonem. Złem wcielonym Zin… Jeszcze ci mało? - powiedział ciężko Kamijo i objął go zmuszając by znów się położył z boku – Nie powinieneś nazywać się Zin tylko Zło… - dodał.
Zin znów zaczął się śmiać.
- Zwariuję przez ciebie – powiedział Kamijo, kładąc się na plecy i patrząc w sufit – Wykończysz mnie za pierwszym razem.
Zin położył się na jego piersi i patrzył w twarz.
- Nie mam zamiaru wykańczać cię od razu – odparł – Kogo wtedy będę droczył? – zapytał bawiąc się kosmykami jego włosów – Myślałem, że tylko się mną bawisz, że do każdego tak zagadujesz… - odezwał się później. Kamijo leżał z zamkniętymi oczami – Nie sądziłem, że ty możesz coś do mnie czuć. Wmawiałem sobie, że mi się wydaje.
- A ja, że wcale mi nie zależy… - odpowiedział i otworzył oczy zerkając na niego – Za każdym razem widziałem tylko tą samą minę. Jak ty to robisz? Masz coś nie tak z mimiką? Nie da się ciebie rozgryźć.
- To mój kamuflaż – wzruszył ramionami z uśmiechem – Muszę chociaż sprawiać pozory, że jestem twardy, silny i pewny siebie.
- Przede mną nie musisz udawać – powiedział dotykając twarzy młodszego – Kocham cię. Nie znoszę, czasem mam ochotę zamordować, zakneblować, zamknąć gdzieś, ale kocham jak nikogo innego w życiu.
W oczach Zina zakręciły się łzy. Pocałował go czule, a potem położył głowę na jego piersi i przytulił się.
- To będzie trudne - westchnął po chwili.
- Mam to gdzieś. Teraz już nie dam ci spokoju - powiedział spokojnie, znów przymykając oczy i głaskając plecy ukochanego.
- Ja wcale nie chcę spokoju. Chcę byś mnie gdzieś zamknął, niekoniecznie zakneblował… Nie lubię nic nie mówić.
- Zauważyłem – zaśmiał się Kamijo – Jesteś niemożliwy... A zamknąć cię nie mogę, bo Hizaki wydrapie mi oczy swoimi pazurami. W ogóle i tak mi je wydrapie jak się dowie.
- On już wie - odpowiedział Zin spokojnie, jak gdyby nigdy nic.
- Słucham? – aż podskoczył i siadając na łóżku zerknął na Zina, który też się podniósł i siedząc obok niego przecierał oczy. Widać, że był zmęczony i chciało mu się spać, ale mimo to uśmiechał się.
- Wie, że mi się podobałeś i możliwe, że już się domyślił. Miał jak to nazwał „wybadać sytuację” – uśmiechnął się i spojrzał na niego.
- Nie wierzę. On wiecznie musi wsadzać ten śliczny, księżniczkowy nos w nie swoje sprawy… - mruknął zakładając ręce.
- Jesteś zły? To chyba dobrze, że wie i cieszy się z tego? – zapytał niepewnie.
Kamijo westchnął ciężko i przytulił go do siebie.
- Nie jestem zły. I tak by się dowiedział, bo jemu nic nie umknie. Jest przebiegły jak lis, cwany i spostrzegawczy jak… - chciał powiedzieć coś mądrego, ale był na to zbyt zmęczony – Co jest cwane? – zapytał go i zaczął się śmiać – Nieważne. Hizaki to Hizaki.
- I to ja dużo gadam, tak? – uśmiechnął się wtulony w niego.
- Zdecydowanie. I zarażasz tym mnie – powiedział z uśmiechem. Położył się układając młodszego przy sobie i nakrył ich pościelą. Pocałował go czule, widząc, że już prawie śpi – Dobranoc Zin.
- Dobranoc Kamijo – powiedział już na wpół śpiąc.

      Kamijo uśmiechnął się na ten widok i zasnął tuląc go do siebie i zachwycając jego zapachem. To będzie początek czegoś nowego, pięknego. O ile się prędzej nie pozabijają. Ale jak to się mówi… Co nas nie zabije, to nas wzmocni. A w jego przypadku, jest pewien, że chodzi o tę drugą opcję.

2 komentarze:

  1. Ach ten Hizaki, zawsze wie, co powiedzieć...
    Bardzo ciekawy pomysł, najbardziej podobało mi się zdanie "Jesteś pewien, że chcesz zadzierać z wampirem?". No i przekonałam się, że Kamijo x Zin jednak może być urocze . D:
    Tylko nie wiem czy to dobrze...

    Chyba będę tu wpadać częściej
    Hime,

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawe opowiadanie.
    Chyba należe do nielicznych osob, krore lubią jęki Zina i jestem .. Naprawdę fajnie, że napisałaś coś o Jupiterach i Kamijo. Ten komentarz jest równie głupi jak jego autorka, wybacz.

    Ale naprwdę bylo świetne. Kamijo taki władczy.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy